Komentarze: 2
Szkoda ze Wspolnota juz sie rozpadla, bo mam z nim coraz mniejszy kontakt. Jutro o 6 ide do kosciola...moze teraz uda mi sie porozmawiac z Kims bardzo bliskim, od kogo nie wiem czemu troche odeszlam....chcialabym zeby Wspolnota,w ktorej bylam,nie rozpadla sie...bo moze wtedy...nieee nic nie byloby inaczej...to ja odeszlam....wolalam byc z Nikim bo bylo latwiej niz przelamac sie i byc z Kims kto nigdy by mnie nie zostawil...a teraz? Mimo powierzchownego szczescia...brakuje mi czegos...brakuje mi....wiary.....przypomnialo mi sie jakie to bylo cudowne uczucie gdy wysciskalo nie 40 nieznajomych osob i kazdy powiedzial DOBRZE ZE JESTES. Wtedy pierwszy raz uslyszalam cos takiego i wywarlo to na mnie takie wrazenie, takie wspaniale wrazenie ze jestem komus potrzebna, ze ludzie ktorzy mnie nie znaja nie sa moimi wrogami tlyko moimi bracmi...i wiem ze to bylo szczere, zero obludy i klamstwa....a ja zmarnowalam szanse....wszystko sie rozpadalo, niech mowia ze ksiadz wszystko rozwalil, ale to nie prawda...bo gdyby byli na tyle silni to by wytrzymali....ale...jesli nawet Rafal, Marek i Malina sie poddali...to to nie moglo przetrwac. Bosz ale chce uslyszec znowu ten spiew, przezyc znowu oczyszczenie...powiedziec komus zupelnie obcemu ze ciesze sie ze jest, ze jego zycie jest cos warte bez wzgledu na to co ta osoba o tym zyciu mysli, ze jest potrzebny...chce sie znowu odnalesc w tym innym swiecie, w ktorym jestem pewna ze nic zlego nie moze mnie spotkac, ze nawet jakis Nikt nie jest w stanie mi zrobic niczego zlego wmawiajac ze mnie kocha....Bardzo sie zmienilam przez te 2 lata odkad pierwszy raz trafilam na te spotkania...wydazylo sie mnostwo rzeczy w moim zyciu....nikt mi przeciez nie mowil ze wiara bedzie prosta i latwa....raczej przeciwnie....Czemu kazdy cpun uwaza sie za wyjatkowego bo ma trawe, ale ludzie ktorzy wierza w Boga nie sa w stanie go wielbic, bez przelotnych mysli byle nie bylo tu nikogo z mojej klasy....w grupie jestem w stanie cos zrobic, ale sama nie, czuje sie dziwnie, czuje ze jestem inna od calego falszywie wierzacego spoleczenstwa, najlepiej czuje sie w malej grupie, nie zebym robila cos pod publike, choc nie wiem..moze...ale nie wydaje mi sie...chce wierzyc, chce umrzec razem z Chrystusem na krzyzu, chce udowodnic calemu swiatu ze istnieje wiara, chce...odnalesc ludzi ktorzy mysla podobnie, czuja podobnie....chce znalesc miejsce takie jak M... do ktorego moglam zawsze przyjsc i byc...chce jechac do sw. Lipki...i przezyc to co w tamtym roku albo cos jeszcze lepszego...nie musze tam nikogo nowego poznawac, chce tam jechac by poznac siebie, by odnalesc to co zostawilam tam rok temu, by poukladac wszystko co przezylam do tej pory....jejku jak ja wytrzymam do 13 sierpnia to bedzie dobrze....nigdy czegos takiego nie mialam...ale mam nieodparta chec wairy, chec odnalezienia Chrystusa....chce od nowa poukladac ukladanke i chce zeby On byl na pierwszym miejscu w moim zyciu...kiedys chcialam szalec, zamiast na piatkowe spotkania isc na dyske...ale teraz gdy poznalam juz to srodowisko wiem ze to scierwo...bagno do ktorego nie warto wchodzic...tak samo jak niezwykly swiat dragow, ktory nie jest zaden niezwykly tlyko jest DNEM totalnym dnem....dolem....i nieczym innym....jesli ktos chce niech wpada...ja wole tanczyc wsrod 50 ludzi...bez wypicia chociazby jednego piwa....i bawic sie tak swietnie jak jeszcze nigdy...pamietac wszystko...wiedziec z kim sie rozmawia...nie dziwic sie nastepnego dnia ze ktos obcy zna moje imie i mowi mi czesc....to nie dla mnie...Na M....przychodzi nowy ks. nie wiem kto to...ale czuje ze on wszystko naprawi...ze zmieni to co tamten zepsol....mieliscie kiedys uczucie ze wasze zycie niedlugo ulegnie zmianie? bo ja wlasnie takie uczucie mam....